poniedziałek, 19 listopada 2012

Stronka, lajki *.*

Kochani!!!!
Mam prośbę :) Lajkniecie moją stronkę na Fejsie:
Kiedyś zamieszkam w Mystic Falls ? ;) Byłabym wdzięczna :D 

A tu macie link: http://www.facebook.com/pages/Kiedy%C5%9B-zamieszkam-w-Mystic-Falls-/210161879118015
Pamiętajcie, kocham Was ;) <3 

środa, 14 listopada 2012

Przerwa -.-

Słuchajcie... Bardzo chciałam tego uniknąć, starałam, się, ale niestety... Muszę zawiesić bloga. :'( Niby szkoła nigdy nie była dla mnie najważniejsza, i nie będzie ważniejsza od pisania, ale chodzić do niej trzeba, a potem nie ma czasu w tygodniu, a w weekend też nie zawsze uda mi się coś napisać. To nie będzie długa przerwa, maxymalnie do początku grudnia :) Myślę, że nie będziecie tęsknić. Wiem, nawaliłam, przepraszam.
Aha i chciałabym odpowiedzieć na dwa komentarze:
Do Anonimowej (pod ostatnim wpisem): Po to mi komentarze, żebym wiedziała, że to co robię ma sens i że komuś się to podoba i że nie piszę tylko dla siebie :) Ci co mają bloga rozumieją, bo komentarze są bardzo ważne (przynajmniej dla mnie) i chcę wiedzieć co o tych moich wypocinach sądzicie :) I nie, to nie jest nie fair w stosunku do osób komentujących. przynajmniej ja tak twierdzę. Jeśli uważacie inaczej, to serdecznie przepraszam :) I jedna osoba napisała: no jest już 8 komentów, a nie dodałaś NN (czy coś w ten deseń). No tak. Nie dodałam, ale ja wolę nic nie dodać niż dodać coś co mi się totalnie nie podoba i że wiem, że potrafię napisać lepsze. Akurat w ostatni weekend usiadłam do laptopa, zaczęłam pisać, ale takie to było nudne i bez sensu, że to usunęłam, gdybym mogła, to bym przecież dodała. Nie moja wina. :)
Więc do grudnia kochani, mam nadzieję, że się na mnie nie obrazicie, czy coś :) Wiecie szkoła i wogle... :P
<3 Kocham :)

PS. Info o NN piszcie pod ty,m wpisem, napewno zajrzę i skomentuję ;)

środa, 7 listopada 2012

:(

Widzę, że niestety, bez szantażu się nie obejdzie... Pod tamtym rozdziałem, chociaż dodałam go w NIEDZIELĘ są TYLKO 2 komentarze! :( I co ja mam sb pomyśleć, jeśli raz potraficie w jeden wieczór napisać 7, a tu od czterech dni tylko 2??? :'(
Więc NN= 8 komentów ;)
Zapraszam do czytania ;)
(Rozdział i tak będzie w niedzielę, ale jeśli nie będzie 8 kom, to będzie za tydzień, a jeśli dalej nie będzie to będę to tak przeciągać :3)

<3 I pozdro dla komentujących >:D

niedziela, 4 listopada 2012

Rozdział 21


Rozdział 21
Damon i Alaric wrócili nad ranem do domu. Załamani, że nigdzie nie znaleźli Eleny. A zwłaszcza Damon. Wiedział, że jeśli coś jej się stanie, przez niego, to jego życie nie miałoby sensu. Właściwie czemu, przez niego? Sam nie zna odpowiedzi na to pytanie, ale obwiniał się o to. Może, gdyby wtedy poszedł z nią, albo gdyby... No w sumie nie mógł nic zrobić. Ale ma to cholerne poczucie, że gdyby był przy niej, nic by się nie stało!
Alaric cały czas twierdził, że trzeba iść do Bonnie. Ale on nie chciał! To znaczy, dla Eleny zrobi wszystko, nawet poprosi tą małą jędzę o pomoc, ale chce to zrobić, kiedy już będzie to ostatnią deską ratunku. Chyba już jest. Eleny nie ma już od około 12 godzin, nikt nic nie widział, ani nie słyszał. Będzie musiał odezwać się do Bonnie i zawrzeć chwilowe „zawieszenie broni”.
-Damon! Damon czy ty mnie w ogóle słuchasz?!- Alaric pomachał ręką przed oczami przyjaciela.
-Ym, Yhym, a co mówiłeś?
Blondyn westchnął.
-Nieważne, dużo, między innymi o Bonnie...- wampir przewrócił oczami.- A tak w ogóle, to spytałem ci się, czy chcesz kawę.
-Yhym, okej- odparł brunet i wrócił do swoich przemyśleń. Po kilku minutach, nauczyciel postawił przy nim kawę, na którą ten nawet nie spojrzał. W zamyśleniu patrzył się w jeden punkt na ścianie. Od kilku godzin, jego życie przypominało walkę. Bał się, że straci coś, albo raczej kogoś, kto był dla niego najważniejszy. Myślał tylko o niej i o tym jak jej pomóc. Wstał z fotela, wywołując oburzenie u Ricka.
-A ty gdzie znowu idziesz!?- krzyknął. Damon go nie słuchał. Podszedł do wieszaka z kurtkami, wyjął ze swojej czarnej skóry komórkę i zadzwonił po krótkiej chwili zawahania do młodej Bennetówny.
***
Bonnie stała przed szafą i decydowała się w co się ubrać, gdy nagle zadzwonił telefon.
Na wyświetlaczu widniał numer Damona. Kurwa, czego ten dupek może chcieć!?
-Czego?- odebrała niemiłym głosem.
-Też się cieszę, że cię słysze, Bonnie- odparł Damon aroganckim głosem.
-A ja niezbyt. Ponawiam pytanie: czego chcesz?
-Słuchaj Bon, mogłabyś... Ach, nie przejdzie mi to przez gardło!
-Mogłabym co...
-Mogłabyś mi pomóc?
-Hahahahaha!!!! Zabawny jesteś!- mulatka roześmiała się perliście.
-Na serio, Bonnie... P... P... P... No proszę!
-Łał, Salvatore... A o co chodzi?
-O Elene. Nie wróciła na noc, nie odbiera telefonów, nie wiem co się z nią dzieje!
-Ja też bym na jej miejscu nie wróciła na noc, jakbym miała takiego faceta jak ty!
-No naszczęście nie jestem ślepy, ani głupi, więc nie będziesz mieć takiego faceta jak ja, ale Bon, naprawdę, to nie są żarty! Przyjedziesz do nas?
-Do was czyli... Do Stefcia i do ciebie, czy gdzie?
-Do domu Eleny.

-Dobra, będę za piętnaście minut- rozłączyła się. Pobiegła szybko się ubrać:



Wzięła kluczyki i pobiegła do samochodu.
***
Alaric patrzył z podziwem na Damona.
-No, brawo przyjacielu! Nie wiedziałem, że jesteś na tyle dojrzały- mruknął.
-Ja też nie wiedziałem. Ale dla Eleny zrobię wszystko.
-Och, jakiś ty dobry...
W tym momencie do drzwi zapukała Bonnie.
-Dobra, nie mamy wiele czasu, jeśli Elenie faktycznie coś się stało, to trzeba działać szybko- powiedziała na wstępie i usiadła na kanapie wyjmując z torby

 mapę.- Potrzebny mi będzie Jeremy. Jest w domu?
-Pewnie śpi- odparł Alaric i poszedł po niego na górę.
-Co tam wiedźmo?- spytał Damon, kiedy Rick już zniknął na górze.
-Po pierwsze, nie mów do mnie wiedźmo dupku! A po drugie, co cię to obchodzi!? To, że pomagam wam, nie znaczy, że robię to dla was, tylko, że robię to dla Eleny i ewentualnie Ricka!
-Ale skąd w tobie tyle agresji? Popatrz, złość piękności szko... A nie, tobie już nie zaszkodzi- stwierdził z szerokim uśmiechem. Tego już było za wiele. Bonnie podniosła szklankę z wodą i chlasnęła w Salvatora, który w efekcie był cały mokry.- Czy ciebie kurwa pojebało!?
-Może się w końcu nauczysz, że kobiet się nie obraża!?
-A widzisz tu jakąś? Bo ja tu widzę tylko rozpieszczoną lalę, która nie panuję nad emocjami!
-A ty niby lepszy!?
-No lepszy! Ja umiem nad sobą panować!
-Wiesz co, ja nie wierzę, że Elena zakochała się w kimś takim jak ty!
-A ja nie wierzę, że jesteś jej najlepszą przyjaciółką!
-Ona zasługuje na kogoś lepszego niż ty!
-Nawzajem!
-Ej no kurna co się tu dzieje? Nie można was zostawić na pół minuty samych?- krzyknął Alaric wchodząc do salonu. Za nim szedł zaspany Jeremy.
-To ona jest nienormalna!
-Dobra, Damon już skończ- w jej obronie stanął Jeremy.- O co chodzi, co z Eleną?- zwrócił się do Bonnie.
-Chodzi o to, że Elena nie wróciła do domu na noc, a co się z nią stało, to właśnie ty nam pomożesz ustalić... Niestety, musisz znowu pozwolić sobie rozciąć rękę.- wyjaśniła Bonnie.
-Dla Eleny zrobię wszystko- odparł bez chwili wachania Gilbert.
-Oczywiście, że zrobisz- powiedział ironicznie Damon.- Jakby cię ktoś tu pytał o zdanie- prychnął.
-Sory, Jeremy, ale on się martwi o Elenę, i dlatego...- zaczął Alaric.
-Nie! On jest poprostu pojebany i tyle!- stwierdziła Bonnie.
-Dobra, ogar! Weźcie zacznicie myśleć o Elenie, a nie tylko o sobie i swoich głupich kłótniach!- krzyknął Jeremy.
Damon chciał coś jeszcze powiedzieć, ale Alaric mu przeszkodził.
-Dobra, to ja może pójdę, po.... Nóż?
-Yhym- Bon potaknęła głową.
Po kilku sekundach Rick wrócił z nożem, a mulatka wyciągnęła z torby mapę. Następnie rozcięła Gilbertowi nadgarstek, a kropelki krwi zaczęły skapywać na papier, potem przemieszczając się w określone miejsce. Damon patrzył jak zahipnotyzowany na krew, a potem na nadgarstek Jeremiego i tak na zmianę. Od dawna nic nie jadł. Był cholernie głodny! Pod jego oczami zaczęły się pojawiać czerwone żyłki, a z zębów tworzyć się kły. Usłyszał, jak ktoś krzyczy jego imię, ale on był nieobecny. Ważna była tylko ta słodka, życiodajna ciesz, spływająca po ręce Jeremiego. Po chwili poczuł, jak ktoś szarpie go za rękę i prowadzi do kuchni. Dopiero, kiedy był już na tyle daleko, że zapach krwi nie był tak intensywny, oprzytomniał.
Rozejrzał się po pomieszczeniu. Tym kimś, kto uratował prawdopodobnie Gilberta przed poważznym uszczerbkiem na zdrowiu, był Alaric.
-Stary, kiedy ty ostatnio jadłeś?- spytał blondyn bacznie mu się przyglądając.
-Niedawno- odburknął.
-To znaczy?
-Z trzy dni temu, czyli kiedy dowiedziałem się że Elena mnie... No wiesz o co mi chodzi.
-Trzy dni!? Co to ma kurwa być!? Zamieniasz się w Stefcia, który ćwiczy nie wiadomo po co siłę woli!?
-Nie, nie zamieniam się w Stefcia. Poprostu nie miałem do tego głowy.
-Tak, bo to bardzo trudne, wziąć sobie torebkę z krwią i się napić! Nie rozumiesz, że wtedy nie tylko stajesz się słabszy, ale też narażasz nas?
-Nie przesadzaj, nie było aż tak źle. Przecież nie zabiłem go, ani nawet się na niego nie rzuciłem!
-Niewiele brakowało.
-Stary, ja nie mam teraz głowy myśleć o jedzeniu! Cały czas myślę o tym, czy kiedyś jeszcze zobaczę moją ukochaną Elenę!
-Rozumiem, ale...
-Nie ma "ale''!
-Dobra, rób jak uważasz. Ale jak pojedziemy po nią, to masz coś zjeść, żebyśmy mieli ochronę jako taką, a nie inwalidę.
-Ok, spoko... Już nie marudź, ok?
-Ok...
Po chwili do kuchni weszła Bonnie.
-Mamy ją! Jest w Georgi.
-No, czyli jedziemy?
-Yhym!
I wszyscy wyszli, a Damon oczywiście zapomniał, że musi coś zjeść, bo inaczej nie będzie w stanie obronić przyjaciół...
***
Caroline i Mindy zaczęły dzień od pójścia do kosmetyczki. Po tym wszystkim musiała się odstresować trochę... Caroline zrobiła sobie paznokcie. 

I potem miały jeszcze iść do fryzjera, ale właśnie na przeciwko nich stanął Tyler-Klaus. 
-Mindy?- spytał zdziwiony.- Ty żyjesz!?
-Em... A ty to przepraszam kto?
-No Klaus!
-Ty gnojku! Wiesz co zrobiłeś Caroline!? Nie tyle, że ona przez ciebie cierpiała, to jeszcze myślała, że jej chłopak żyje a ty wszytsko zniszczyłeś!
-Mindy, ale ja nie potrzebuję adwokata- burknęła Caroline. Chciała wyminąć Klausa, ale ten ją zatrzymał.
-Caroline, proszę, daj mi szansę...- jęknął.
-Szanse!? Ale na co!?
-No, żebyśmy... Byli razem?
-No ciebie chyba do reszty już pojebało!
-Caroline, mi na tobie naprawdę zależy!
-No to ciekawie to okazujesz!- krzyknęła, wyminęła go i pobiegła przed siebie. Wsiadła do pierwszej lepszej taksówki i pojechała do domu.
-No widzisz debilu co zrobiłeś!?-krzyknęła na niego Mindy.
-No tak, zawsze wszystko moja wina, tak!?
-Klaus, po tym co jej zrobiłeś chcesz jeszcze od niej jakieś szanse!? Powaliło cię? Dobra, ja spadam. A tak poza tym, to zrób coś ze sobą. Kiedyś, to ty byłeś ładniejszy... A teraz wyglądasz dziwnie. Ja lecę, pa.
***
Elena otworzyła powoli oczy. Wszystko ją bolało. Na ustach miałą zawiazaną chustkę, nasiąkniętą werbeną, ręce i nogi związane sznurem, nasiąkniętym również werbeną. Jej nadgarstki były czarwone i spuchniętę, i strasznie bolały. Piekło ją całe ciało, nie mogła nic powiedzieć...
Nagle wyrósła przed nią jakaś postać. Postać, była, jak się zdaje po szerokich spodniach, męszczyżną. Na nogach, miał brązowe, skórzane buty. Spojrzała lekko w górę, na tyle, na ile pozwalał jej ból szyi. Ujrzała tylko brązową bluzę, nie mogła się wyżej podnieść, ale tyle jej wystarczyło. Wiedziała, kto nosi taką bluzę. Stefan. Sprawdzenie tego, było, wyłącznie formalnością.
Uniósł jej podbródek. Tak, to Stefan. Brutalnym gestem zdarł jej chustę z ust. W końcu mogłą odetchnąć i nie czuć tego smrodu werbeny.
-Gdzie ja jestem?- spytała słabo.
-Nie poznajesz tego miejsca? To tu uratowałaś swojego ukochanego Damona, przed chłopakiem mojej najlepszej przyjaciółki, którą ten skurwiel zabił!- krzyknął.
-Jak to się stało? Dlaczego tu jestem?
-Tego też nie pamiętasz!? No wysil się!
Wampirzyca zaczęła przeszukiwać zakamarki swojej pamięci. Wróciła myślami do poprzedniego wieczoru...
[Retrospekcja]:
Stałam tyłem do okna, szukając czegoś w szafce z bielizną. Poczułam powiew wiatru na mojej skórze. Obróciłam się. Nikogo nie było. Dziwne. Przez chwilę serce zabiło mi mocniej, ale tylko na chwilę. Odwróciłam się znowu do szafki i wtedy go zobaczyłam. Stefan. Stał przede mną z szyderczym uśmieszkiem. Chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam, bo ten zasłonił mi usta dłonią i wbił strzykawkę z werbeną w plecy. Powoli traciłam świadomość i upadłam wprost w ramiona Stefana. Usłyszałam jeszcze tylko, że ktoś wchodzi po schodach, miałam nadzieję, że to mój ratunek. Stefan się spiął i zastanawiał się, czy jednak zostać, ale wziął mnie na ręce i wyskoczył przez okno. Potem władował mnie do samochodu i ruszył, a w mojej głowie słyszałam tylko przerażony krzyk Damona, wołającego mnie. Potem nastała ciemność.
[Teraźniejszość]
-Nie spodziewałam się tego po tobie Stefan!- krzyknęła Elena już w pełni sił.
-Doprawdy? Słodkie, że jednak nie masz o mnie takiego złego zdania.
-Jak mogłeś zrobić to Damonowi!? Wiesz, jak on się napewno teraz martwi!? Pomyśl o nim, o Bonnie, o Ricku...
-Ale przecież ja to zrobiłem, żeby sie na nim zemścić- prychnął.
-Stefan do cholery! Co się z tobą stało, już prawie wychodziłeś na prostą...
-To jestem prawdziwy ja! Zrozum to w końcu!
-Nie Stefan, nie jesteś! Odwiąż mnie, proszę.
-Zabawna jesteś- prychnął.
-Ale Stefan... Właściwie czego ty chcesz!?
-Otóż, już ci wyjaśniam. Kiedy twój przydupas tu wejdzie, wtedy ja, strzelę w niego kołkiem i niestety, biedny Damonek będzie martwy- dodał z dumą.
-Stefan, proszę... Zabij mnie zamiast jego- jęknęła ze łzami.
-Och kotku, zabije was oboje. Tylko jeszcze nie wiem, w jakiej kolejności... Hm, chyba jednak najpierw zabiję Damona. Tak, bo on jeszcze jest dla mnie jakimś zagrożeniem a ty...- zaśmiał się i wyszedł z magazynu, prawdopodobnie do baru, w którym kiedyś pracowała Bree.
***
Miranda weszła do pokoju Caroline.
-Ej, co ty robisz?- spytała przyjaciółkę.
-Ym, pakuję się?- odpowiedziała pytaniem.
-Dlaczego?
-Bo ja nie wytrzymam tu z Klausem! Nie mogę patrzyć, jak przez tego gnojka nie żyje mój chłopak i to jeszcze ten debil paraduje w jego ciele! Nie wiesz, jak to jest kiedy codzień widzisz swojego ukochanego, ze świadomością, że on nie żyje, a w jego ciele jest teraz twój największy wróg, który chciał zabić twoich bliskich! Ja tak nie potrafię, wyjeżdżam!
-Dokąd?
-Do Mystic Falls.
-Co!? ALe przecież oni tam wszyscy wiedzą, że jesteś wampirem i...
-Co z tego? Elena mówi, że wie o tym tylko rada i pod namową pani burmistrz i mojej mamy, zachowali to dla siebie.
-Caroline, proszę... Nie zostawiaj mnie tutaj.
-Masz przecież Susan i Meg...
-No i co, ale tylko z tobą mogę poważnie pogadać. Tylko ty masz podobne problemy do mnie, obie jesteśmy wampirami.

 -Nie mogę zostać, przykro mi, nie potrafię... Może wrócę, za jakiś tydzień, dwa, ale narazie muszę odpocząć. Przepraszam- powiedziała i weszła do łazienki, żeby się przebrać.


 





-Czyli napewno wyjeżdżasz?- spytała Mindy, kiedy Caroline już wyszła.
-Napewno- powiedziała smutno.
-OK. Będę tęsknić- odparł i przytuliła ją do siebie.
-Ja też...
***
Damon wyleciał z samochodu, kiedy ten zaparkował przed magazynem, zostawiając w tyle resztę. Wpadł tam jak burza i zaczął szukać Eleny. Zobaczył ją. Na krześle, związaną, całą czerwoną z bólu.
-Damon, wyjdź stąd...- jęknęła cicho.
-Co? Nie- odparł i szybko znalazł się przy niej. Obejrzał ją prawie ze łzami w oczach i począł rozwiązywać liny. Na początku się sparzył, ale potem próbował nie zwracać na to uwagi.
-Damon uważaj!- krzyknęła nagle Elena. Wampir odwrócił się gwałtownie i poczuł ból rozrywający jego klatkę piersiową. Spostrzegł kołek umieszczony w jego piersi. Zaczął szybciej oddychać, lecz potem osunął się na ziemię, a ostatnim co usłyszał, to krzyk Eleny.
________________________________________________________________
Ha! I macie ;) Elena się znalazła ;) Większość stawiała na Stefcia i miała rację >D Ach <3 A co się stało z naszym kochanym Damonkiem? Przeżyje? Hahahaa... No raczej musi, bo będzie jeszcze raz tyle rozdziałów i potem prawdopobnie drugi tom :)
Ach, nie ma to jak walka z obrazkami na blogspocie... ;P

Dobra, będę dobroduszna, i nie zastosuję szantażu :D
NN pojawi się za tydzień w niedzielę,( teraz już zawsze będą pojawiać się tylko raz w tygodniu) bo wiecie, szkoła, lekcje, a wieczorami to chce się już czym prędzej iść spać, a nie pisać, więc.... Tego czasu jest naprawdę mało:(
{wcześniej dodawałam NN tak szybko, bo pisałam je jeszcze w wakacje i potem jak byłam chora przez dwa tyg. we wrześniu} :)
Pozdro ;P Kocham WAS ;***